Kolejny dzień w biurowcu Poptown. Wjeżdżam na 27. piętro. Zaraz po wejściu sekretarka bierze ode mnie prochowiec oraz fedorę. Smród cygar z działu sprzedaży jest już wyczuwalny, mimo że ekipa pracuje dwie kondygnacje niżej. Idę do swojego gabinetu z neseserem w dłoni. Otwieram drzwi i podchodzę do okna zanim siądę do maszyny do pisania i przewertuję raporty, które przyszły z innych działów.
Rzęsisty deszcz wygrywa swoje bolero o parapet i szybę okna. Klaksony taksówek i samochodów dostawczych są słyszalne mimo niebotycznej wysokości. Podziwiam samolot, który w oddali przymierza się do lądowania na JFK.
Odwracam się. Przy regale stoi paczek, które zdążyły zostać dostarczone od wczorajszego popołudnia. Sztyletem, hołubioną w rodzinie pamiątką po pradziadku, otwieram kolejne kartony. Dwa winyle, książka o planowaniu urbanistycznym, najnowszy zapach Givenchy, zegarek Cartiera, dwa komplety spinek do mankietów oraz papierośnica walczą o moją uwagę. Po odgarnięciu paczek odkrywam jednak, że pod nimi spoczywa inkrustowana złotem drewniana szkatuła. Nie udaje mi się jej podnieść jedną dłonią. Zrzucam stos papierów z biurka i przenoszę skrzynkę na blat. W przytłumionym dziennym świetle widzę w końcu litery na wieku – Ballantine’s. Całkiem ładne. W środku znajduje się elegancka butelka – Ballantine’s Aged 7 Years Bourbon Finish. Etykieta twierdzi, że była leżakowana w beczkach po burbonie i dotarła tu wprost ze Szkocji. Ukradkiem oka dostrzegam, że ze szkatuły wypadł liścik. Podnoszę ją i patrzę pod światło bzyczącej jarzeniówki. Cześć Sam, daj proszę znać jutro do 13 co sądzisz o zawartości, Twoja Lauren – czytam. Do 13? Przede mną dzień pracy, potem planowałem wyjście z grupą ulubionych ciem barowych do najbliższego jazz klubu i wcześniejsze spotkanie u jednej z dusz towarzystwa.
Dziewięć godzin później zbieramy się w mieszkaniu czołowej akuszerki dobrego humoru. Na miejscu m.in. kilku radiowych disc-jockeyów, aspirująca wokalistka, dwóch pasjonatów teatru, którzy rozmawiają głównie ze sobą, robiąca furorę w poprzednim sezonie w Paryżu modelka i projektant, dla którego jest muzą. Wchodzę podobnie jak do biura, nieco wyczerpany. Z torby wyciągam przybory znalezione wcześniej w szkatule. Przede wszystkim butlę Ballantine’s. Raczące się piwem czy czerwonym winem towarzystwo spogląda podejrzliwie na mój pomysł przyniesienia whisky zaledwie na before. Odkręcam flaszkę i nalewam kapkę bursztynowego napoju do znalezionego przy mini-barku kryształowego cylindra. Podkładam naczynie pod nos, a szlachetny dębowy aromat natychmiast wypełnia moje nozdrza. Biorę małego łyczka. Przyjemny żar roznosi się po mojej jamie ustnej i po chwili spływa do przełyku. Sam płyn jest jednak aksamitny w smaku i zaskakuje mnie bogactwem swojego gradientu. Chyba oczy mi się błyszczą, bo wszyscy znajomi oraz kilkoro nieznajomych stopniowo podchodzą, robi się kolejka. Rozlewam miarowo małe porcje. Gromada wokół stołu symultanicznie próbuje nektaru. Większość najpierw mruży oczy, ale na wszystkich twarzach po kolei zaczynają królować uśmiechy. Najbardziej atletyczny z zebranych zostaje wysłany do sklepu, żeby kupił butelkę. Albo dwie. Ktoś nerwowo z obowiązku zwraca uwagę na to, że mieliśmy zaraz wychodzić. Ale jeszcze moment. Co się odwlecze, to nie uciecze, bo dobre rozpoczęcie tego wieczoru jest najważniejsze…


A tak całkiem serio to nowy produkt Ballantine’s zwyczajnie przypadł nam do gustu. Z reguły wybierając akcesoria na before przed weekendową imprezą nie myślimy o whisky w pierwszej, drugiej czy nawet trzeciej kolejności. Ten pogląd trzeba będzie jednak zrewidować dzięki nowej propozycji Ballantine’s. Ballantine’s Aged 7 Years Bourbon Finish objaśnia swój fenomen w większości w nazwie. Leżakowana przez 7 lat whisky swoje ostatnia miesiące przed trafieniem na półki sklepowe i barowe spędza w beczkach po bourbonie. Koneserzy odnajdą w niej słodkie nuty oraz smak soczystych jabłek. W kompozycji obecne są też ślady karmelu, toffi, miodu i wanilii. Reasumując, Ballantine’s Aged 7 Years Bourbon Finish łączy szlachetność szkockiej whisky i amerykańskiego bourbona, a końcowy produkt jest zwyczajnie przyjemny w smaku i przekona nawet największych sceptyków szkockiej.


